Małe Chiny i Brytyjska Przeszłość – George Town, Malezja – listopad 2023

Centrum miasta George Town na wyspie Penang jest wpisanie na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Hotel Ren i Tang Heritage Inn (Lebuh Penang), w którym nocujemy, łapie się na tę listę. Była tu kiedyś chińska apteka i wiele z jej wystroju zostało do dnia dzisiejszego. Te wnętrza to swoista podróż w czasie. Kolonialny klimat brytyjskiego imperium w jego azjatyckiej wersji. Można się tutaj poczuć jak bohater starego filmu szpiegowskiego. Natomiast wychodząc z tego hotelu od razu pojawiamy się w samym centrum dzielnicy indyjskiej. Little India to obszar kilku przecznic, gdzie można poczuć jak smakują Indie. Dosłownie i w przenośni. Mi jednak ten smak do końca nie odpowiada. Kultura indyjska w jakiś sposób mnie odpycha i nie czuję się w niej dobrze.

Wyspa Penang to przede wszystkim Chińczycy. Liczebnie przeważają nad Malajami i Hindusami. I mimo że jest to obszar tak zróżnicowany kulturowo (a może właśnie dlatego), tolerancja religijna jest tu wyjątkowa. Na jednej ulicy mijamy meczet, świątynie indyjską i buddyjską oraz anglikański kościół. Zapewne dlatego też, iż jest to wyspa zdominowana przez Chińczyków, znajduje się tu również największa w Malezji świątynia poświęcona Buddzie – Kek Lok Si. Jej wielobarwne wnętrza i stoickie spojrzenia posągów Buddy działają na mnie wyjątkowo pozytywnie i uspokajająco. Czasami bywa tu kiczowato, ale można ten kicz szybko oswoić i po prostu nie zwracać na niego uwagi. Tutejsza atmosfera jest mi bliska, mimo że nie czuję się buddystą. Są to takie pozytywne wibracje ze wschodnią filozofią w tle.

Stare George Town żyje swoim życiem. Restauracje i bary serwują niesamowite azjatyckie smaki. Z tego właśnie słynie to miasto – z jedzenia. Jest nawet tutaj temu poświęcone muzeum. W małych ciemnych warsztatach naprawia się to, co jest zepsute i najczęściej są to skutery. To one królują na tutejszych wąskich uliczkach. Z hurtowni spożywczych wydobywają się zapachy przypraw, które powodują zawrót głowy. A jeżeli chodzi o sklepy, to najbardziej rzucają się w oczy te z ubraniami i biżuterią w Little India.

Cendol z durianem. Deser malezyjski. Teoretycznie prawdziwy przysmak… Wyskrobany lód z zamrażarki, czerwona fasola z puszki, zielone żelki z mąki ryżowej, słodka kukurydza, syrop cukrowy, durian. I ten durian wcale nie jest w tym wszystkim najobrzydliwszy. Bo sam ten owoc według mnie jest trochę demonizowany. Ma specyficzny zapach, ale nie jest on aż tak odpychający, a smakuje trochę jak sok z cebuli. Natomiast powyższy deser to jedna z najbardziej obrzydliwych rzeczy jakie jadłem w życiu. Po stopieniu się lodu zostaje szara breja o słodko-mdłym posmaku, który utrzymuje się w ustach przez kilka godzin.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *