Surrealizm w Słonecznej Paranoi – Majorka, Hiszpania – wrzesień 2021
Szybka i słoneczna autostrada zabiera nas do deszczowego Drezna. Tak zaczynamy naszą absurdalną wędrówkę po współczesnym świecie. I już na początku widzimy, że zagrożenie terrorystyczne w podróżach lotniczych skończyło się wraz z nadejściem ery COVID-19. Na lotnisku tylko raz pokazuję dowód osobisty – oczywiście usta i nos mam zakryte obowiązkową medyczną maską. Nikt nie prosi mnie o pokazanie twarzy. Teraz każdy przestępca poszukiwany przez wszystkie policje świata, może legitymować się kradzionym dowodem tożsamości i sobie latać w takiej masce gdzie chce. Natomiast certyfikaty dotyczące wirusa COVID-19 są wymagane na każdym kroku. Ten surrealizm osiąga szczyty na lotnisku w Palmie, gdzie armia „urzędników” w przyłbicach i wspomnianych maskach rzuca się na kontrolę tych certyfikatów. Powyższa sytuacja z brakiem potrzeby okazania mojej twarzy przy kontroli dowodu tożsamości powtarza się również w drodze powrotnej. Wygląda na to, że obecnie znacznie obniżyły się standardy bezpieczeństwa w pasażerskich przewozach lotniczych.
Miasto Palma jest stolicą Majorki. Dość ładne z katalońskim klimatem. Taka dużo mniejsza i skromniejsza Barcelona. Przechodzimy tu przez tysiąc lat historii. Współczesne zabudowania dość intensywnie zagospodarowały odległe architektonicznie czasy i w centrum dotykamy głównie ostatnich czterech stuleci z naciskiem na ostatnie sto lat. Najstarsze budynki są widoczne w ilościach śladowych. Są to łaźnie arabskie z XI wieku. Średniowieczny okres po rekonkwiście, który mamy okazję zobaczyć to zamek Bellver, bazylika mniejsza św. Franciszka, katedra La Seu i giełda Lonja. Okres po średniowieczu jakoś mnie tu bardzo nie zainteresował, aczkolwiek zwróciłem uwagę na ratusz z XVII wieku. Natomiast nieodległa wiekowo i współczesna architektura oraz klimat miasta są dość zwyczajne. Ścisłe centrum i okolice plaż to masowa turystyka, która mocno odrzuca. Oddalając się od starego miasta wchodzimy w spokojniejsze, typowo hiszpańskie rejony: lokalne bary, sklepy i budynki-sypialnie.
Retro pociąg zabiera nas do miasta Sóller, a stamtąd tramwaj do Puerto de Sóller. Sam ten przejazd jest już ciekawą atrakcją. Część górska i miejska dostarcza nam niezapomnianych wrażeń. Puerto de Sóller to typowo portowa miejscowość nad zatoką otoczoną górami. Słońce praży i wypala jasne zatłoczone nabrzeże. A my krótką przechadzkę z widokiem kończymy w tramwaju powrotnym.
W Sóller życie toczy się na małym zatłoczonym placu, który całkowicie zastawiony jest restauracyjnymi stolikami. Pomiędzy nimi przejeżdża wspomniany wcześniej tramwaj. Zabudowa tutejszego centrum jest gęsta i wąska. Atmosfera klasycznie turystyczna z kolorowymi akcentami, ale raczej bez kiczu.
Metro, pociąg, autobus i jesteśmy w Cala Rajada. Niemieckojęzyczna miejscowość na wschodnim wybrzeżu Majorki. Stąd raczej się ucieka, bo mało kto jest odporny na niemieckich emerytów podlanych hiszpańskim winem. Traktujemy to miejsce jak sypialnie, bo to dobra baza wypadowa w inne części wyspy, aczkolwiek wiem, że można w tym temacie lepiej trafić. Wybraliśmy tę lokalizację też ze względu na okolicę i się nie zawiedliśmy. Jest tu wiele pieszych szlaków, które pozwalają odpocząć od klimatów sanatoryjno-plażowych. Na przykład szlak oznaczony numerem 6 między Cala Rajada a Capdepera ma formę pętli. Jest wart przejścia ze względu na tą drugą miejscowość. Mamy tu miejsca widokowe, zamek, zespół staromiejski, cmentarz. My tę trasę przedłużamy o duży fragment szlaku numer 1.2, który prowadzi wzdłuż wybrzeża wokół Cala Rajady. Tu z kolei trafiamy na klify, latarnię morską i ruiny wieży strażniczej.
W Cala Rajada jest knajpa z własnym minibrowarem i regionalnymi winami. Nazywa się „Sa CerVIseria Craft Beer & Organic Wine”. Myślę, że jest jedno z najważniejszych piwnych miejsc, które trzeba odwiedzić będąc na Majorce. Piję tu rewelacyjnego portera bałtyckiego i jest to fajna odskocznia od tutejszych śródziemnomorskich stylów. Bo majorkański piwny kraft to przede wszystkim ale i jego różne odmiany. Na tę chwilę jestem już zmęczony tym typem piwa. Oczywiście pasuje on do aury tu panującej i dobrze, że jest dostępny obok wszechobecnych koncernowych lagerów, ale ja osobiście nie obraziłbym się na jakiegoś oryginalnego pilsa.
A w międzyczasie surrealizm obecnych czasów… Dzieci z pierwszych klas szkoły podstawowej otoczone świeżym, morsko-leśnym powietrzem bawią się na szkolnym placu, mając obowiązkowo na twarzach medyczne maski. Można powiedzieć, że w jakimś sensie jest to zbrodnia.
Przez trzy dni poruszamy się wynajętym samochodem. Skupiamy się głównie na tutejszych górach – Sierra de Tramontana. Pogodę mamy zmienną, bywa pochmurnie i deszczowo, więc czasami otoczenie i klimat przywołują na myśl hiszpańskie dreszczowce. To jest ta najlepsza część podróży. Wijące się górskie drogi wśród gęstych lasów i szarych skał prowadzą nas od Andratx do przylądka Formentor. Dzielimy tę trasę na te trzy dni i dzięki temu możemy się nią dłużej delektować.
Nasze najciekawsze przystanki w górach:
- Valldemossa – mała tłumna miejscowość, w której swego czasu przebywał Fryderyk Chopin.
- Klasztor w Lluc – ukryte wśród lasów Sanktuarium Santa María de Lluc oraz bijące nieopodal źródło.
- Przylądek Formentor – malowniczy kraniec wyspy z latarnią morską, który magicznie zasypia podczas zachodu słońca.
Samochodem docieramy również do kilku interesujących miejsc położonych w nizinnych częściach wyspy:
- Jaskinie Drach w miejscowości Porto Cristo – piękno zamienione w kicz. Betonowe chodniki prowadzą przez fantazyjne skalne struktury do ogromnego podziemnego jeziora, gdzie odbywa się groteskowy koncert muzyki klasycznej na łodzi.
- Miasto Alcúdia – kompaktowa przestrzeń, w której znajdziemy starożytne rzymskie ruiny oraz dobrze zachowane średniowieczne mury, baszty i bramy.
- Stanowisko archeologiczne Son Fornés – tajemnicze starożytne megalityczne budowle zostały opuszczone nawet przez obsługę. Mają około 3000 lat i nikt ich nie chce oglądać, więc możemy w samotności kontemplować odległą czasowo historię ludzi, których już nie ma.
- Miasto Pollensa było i jest inspiracją dla wielu ludzi kultury, a tutejszy wciąż użytkowany starożytny rzymski most pozwala nam na chwilę odbyć podróż w czasie.
Publiczny transport zbiorowy działa na Majorce bardzo dobrze. Mamy tu do dyspozycji metro, tramwaj, pociągi i autobusy. Te ostatnie posiadają gęstą sieć linii i dojeżdżają do każdego zakątka wyspy. Tak też dostajemy się do miasteczka Artá. Zastajemy w nim kolejną staromiejską zabudowę, twierdzę z kościołem oraz nawet interesujące sklepy z miejscowym rzemiosłem. Tak kończymy naszą wyspiarską podróż. Następnego dnia budzimy się o godzinie 6 rano i z jedną autobusową przesiadką docieramy do portu lotniczego Palma de Mallorca. Jeszcze przez chwilę przed terminalem łapiemy ostatnie majorkańskie słońce i zgodnie z rozkładem startujemy do Drezna.
Często zmieniające się ustalenia naukowe dotyczące COVID-19 są wybiórczo przyjmowane przez różne społeczeństwa. W Polsce swego czasu używanie gotówki mogło być powodem zgonu, więc rynek bardzo szybko przestawił się na karty płatnicze. Natomiast na hiszpańskiej Majorce wszędzie wolą gotówkę i bardzo krzywią się jak chcę płacić kartą. Często płatność taka jest możliwa dopiero od 5 lub 10 euro, albo wcale nie jest możliwa.