Podróż Taka Trochę Magiczna – Valladolid, Meksyk – listopad 2022

W Meksyku pomiędzy dużymi miastami najlepiej poruszać się pierwszoklasowymi przewoźnikami autobusowymi (np. ADO). Tak jest wygodnie, szybko i pewnie. Bilety na taką podróż polecam kupić przez Internet, ponieważ na dworcach bywają bardzo długie kolejki do kas. Tak też z Méridy jedziemy do Valladolid. Jest to nasz kolejny dłuższy przystanek podczas tej podróży po tym kraju.
Valladolid nie jest dużym miastem. Mieszka tu obecnie około 56 500 mieszkańców. W oczy rzuca się porządek i czystość centrum. Dotyczy to przestrzeni miejskiej, jak i lokali użytkowych (sklepy, restauracje, bary, usługi itp.). Tutaj również można zobaczyć jak rozwiązania urbanistyczne zagospodarowały do swoich potrzeb cenote (lej zapadliskowy wypełniony wodą).
Valladolid ma solidną bazę noclegową i nasz „Hotel Gayser” (Calle 43) jest tego najlepszym przykładem. Przyjemny, kameralny i czysty. Co prawda ze skromnym śniadaniem, ale w bliskiej odległości jest wiele możliwości konsumpcji różnych meksykańskich specjałów. Jest to też dobre miejsce, żeby zakupić wysokiej jakości produkty rzemieślnicze. Na przykład rękodzieło, odzież i artykuły spożywcze. Osobiście polecam mezcal – narodowy alkoholowy trunek Meksyku.

Valladolid to idealna baza wypadowa do atrakcji turystycznych Jukatanu, które znajdują się w jego centralnej części. Oczywiście samo miasto też jest atrakcją i to na tyle dużą, że w każde popołudnie zjeżdżają tu objazdowe wycieczki z nadmorskich kurortów. Wówczas główny plac miasta Parque Principal Francisco Cantón Rosado robi się tłoczny i najlepiej się od niego oddalić.
Przyjemnym miejscem jest Calzada de los Frailes – taka droga/deptak, która prowadzi do klasztoru i najstarszego na Jukatanie kościoła katolickiego San Bernandino de Siena.

Popołudnie upływa nam na przejadaniu się i degustacji piwnego kraftu. Tak, piwna rewolucja dotarła do Meksyku. Może nie jest jakoś spektakularna, ale bywa wystarczająco widoczna – kraftowe piwa można kupić w zwykłych sklepach spożywczych. Są to produkty naprawdę dobre, które znaczenie odróżniają się od nijakich meksykańskich tradycyjnych międzynarodowych lagerów.

Ek Balam to stanowisko archeologiczne na terenie dawnego miasta Majów. Jeszcze do niedawna mało odkryte i rzadko odwiedzane przez turystów. Kameralne ruiny z wieloma zakamarkami pozwalają zanurzyć się w klimat zapomnianego Jukatanu. Częściowo odrestaurowane rzeźby na najwyższej piramidzie pobudzają wyobraźnię, a roztaczający się z niej widok zamienia mnie w Maja patrzącego na swoje królestwo.

Jukatan to w przeważającej większości płaski jak stół teren. Widoki z różnych punktów obserwacyjnych bywają przytłaczające. Zazwyczaj widać z nich ciągnącą się po horyzont niedostępną gęstą zieloną dżunglę. I tam, w tej gęstwinie co jakiś czas pojawiają się wielkie i głębokie dziury w ziemi wypełnione wodą. To cenote. W Ek Balam można zanurzyć się w jednej z nich. Cenote X’Canché zapewne była kiedyś źródłem wody dla mieszkających tutaj w odległych czasach Majów. Teraz to ekoturystyczne kąpielisko.

Transport publiczny w Meksyku ma wiele twarzy. Jedną z nich jest tak zwane „colectivo”. To często różnego rodzaju busy. Ich wiek i stan jest różny. Zdarzają się również auta osobowe. Są one trochę jak taksówki. Zazwyczaj czekają na zaimprowizowanych „dworcach” aż uzbiera się odpowiednia ilość pasażerów i wówczas za ustaloną opłatą jadą określoną trasą w określone miejsce. Tak też dostajemy się z Valladolid do Ek Balam (powrót stamtąd wygląda podobnie).

Przed 7:00 rano ruszamy autobusem z Valladolid do Cancún. Samolot mamy po 16:00, ale po drodze gubimy 1 godzinę oraz chcemy być przygotowani na różne okoliczności. Z Cancún wylatujemy o czasie i wieczorną porą lądujemy w Nowym Jorku. Wita nas piękny dywan świateł przedmieść Wielkiego Jabłka.
Następnie wsiadamy do samolotu do Helsinek i powoli oddalamy się w kierunku zimnej Europy. Po długiej podróży przez ocean meldujemy się w kraju Muminków. Na helsińskim lotnisku spędzamy trochę czasu. Patrzymy na śnieg za oknami, myśląc o słońcu sprzed kilkunastu godzin.
I znowu jesteśmy w powietrzu. Tym razem kierujemy się do Berlina. Na lotnisku stolicy Niemiec również spędzamy dłuższy czas oczekując na autobus. Do domu we Wrocławiu wchodzimy po godzinie 3:00 w nocy. Cała ta podróż zajmuje nam około 38 godzin.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *