Ładne Rozczarowanie – Kotor, Czarnogóra – styczeń 2025
Odprawa na granicy albańsko-czarnogórskiej jest wyjątkowo szybka i już po chwili jemy obiad w miasteczku Budva. Pierwsze wrażenia są takie sobie. Fakt, stare miasto Budvy jest ładne i klimatycznie, ale cała reszta wygląda na mocno przeciętną. A że naszym głównym celem jest Kotor, więc tam też zaczynamy kierować się podczas zapadającego zmroku.
Kotor, Czarnogóra. Dzień pierwszy. Pada. Od rana deszcz przedstawia się nam w różnych formach, ale nawet na chwilę nie robi sobie przerwy. Przemoknięci płyniemy przez mokre chodniki, a nad nami ciężkie, ciemnoszare chmury. To jest krótka podróż przez tutejsze zakątki. Czekamy na lepszy czas.
Kotor, Czarnogóra. Dzień drugi. Wyszło słońce. Zaczynamy naprawdę poznawać miasto. W pierwszej kolejności idziemy na Twierdzę Świętego Jana. Wchodzimy po schodach na wysokość 260 m n.p.m., a że zaczynamy właśnie z poziomu morza, jest to trochę męczące wejście. Na szczęście widoki na górze rekompensują zmęczenie. Po zejściu z twierdzy spacerujemy po labiryncie starego miasta. Można poczuć tu atmosferę dawnych czasów, a za każdym rogiem czai się inna historia. Wizytówką tego miejsca są koty, których jest tu niezliczona ilość. I to najbardziej zapamiętam po tej wizycie.
Kotor i nadmorska część Czarnogóry nie porwały mnie jakoś szczególnie. Jest tu raczej nijako. I tak naprawdę, to oprócz bardzo wysokich cen, ten fragment lądu nie ma nic ciekawego do zaoferowania. Są miejsca wybijające się ponad przeciętność typu właśnie Kotor czy Budva, ale to mnie jakoś specjalnie nie porywa. Ludzie tutaj są bardzo neutralni w interakcjach i raczej traktują turystów jak zło konieczne (swoją drogą, ja to rozumiem). Drogi, infrastruktura i czystość również pozostawiają wiele do życzenia. Więc podsumowując… Po tym krótkim pobycie, na ten moment, Czarnogórę widzę jako drogą ciekawostkę, bo trzeba wyraźnie zaznaczyć, że za wszystko się tu przepłaca nawet poza sezonem turystycznym.