Zimna Miejska Plaża Też Ma Swój Urok – Gijón, Hiszpania – kwiecień 2024
Gijón to największe miasto Asturii. Mocno hiszpańskie… Lub raczej wypada napisać: bardzo asturyjskie. Turyści zagraniczni w ilościach śladowych. Inżynierowie i lekarze ze śródziemnomorskich pontonów też raczej mało widoczni. Na ulicach słychać gwar głównie w języku hiszpańskim. To mieszkańcy miasta i przyjezdni z innych regionów Hiszpanii. Mowa tutaj jest standardowo szybka i często ciężko cokolwiek zrozumieć. Pod tym względem raczej nie ma litości dla obcokrajowców, ale tubylcy są dla nas raczej mili i przyjaźni. Poznajemy miasto i tutejszą kuchnię. Nie znajdujemy spektakularnych widoków i atrakcji, ale jest przyjemny klimat i taka nieturystyczna Hiszpania. Kręcimy się po centrum i zachodzimy między innymi do Muzeum Kolejnictwa Asturii, rzymskich łaźni i na wzgórze Santa Catalina. Przez cały dzień atlantycki wiatr urywa nam głowy na pełnej kurtyzanie. I mimo że świeci piękne słońce, temperatura odczuwalna jest wyjątkowo niska. Ogrzewamy się w tutejszych punktach gastronomicznych, które zapewniają ciekawe doznania smakowe oraz pozwalają nam doświadczyć asturyjską kulturę. Atmosfera tutejszych barów, restauracji i kawiarni jest wyjątkowo hiszpańska.
Podglądamy życie miasta. Jego centrum jest gęsto zabudowane wysokimi budynkami i często pomiędzy nimi są wyznaczone jednokierunkowe ulice. Większość lokali użytku publicznego (sklepy, restauracje itp.) działa do około południa, a potem od 17:00 do wieczora. Architektonicznie centrum jest mocno osadzone w secesji oraz art déco. Jest tu sporo restauracji i kawiarni w takich właśnie w klimatach i jedzenie w nich ma dodatkowy wymiar poznawczy. Na szczególną uwagę zasługuje największa kawiarnia w mieście „Dindurra”. Zawsze wypełniona po brzegi pozwala podsłuchać hiszpańskich opowieści różnej treści. Ciekawym zjawiskiem są spotkania par emerytów na porannym piwie oraz starsze osoby zaczytane w papierowych gazetach. Obsługa kelnerska to najczęściej mężczyźni. Tacy doświadczeni kelnerzy z krwi i kości. Tutejsze pozycje w barowych kartach są zdradliwe i nigdy nie wiadomo do końca jakiej wielkości posiłek się dostanie, a że chcemy spróbować wszystkiego, to cały czas chodzimy niesamowicie nażarci. No i hotel, w którym nocujemy, bardzo nam to ułatwia. Nazywa się „Castilla” i jest w samym centrum miasta przy Calle Corrida. Skromny, ale przyjemny. Posiada taki kameralny, staromodny klimat.